Paczuszki wysłane i odebrane, fenomenalna książka do licencjatu zakupiona, czytanie lektur do egzaminów zaczęte, mnóstwo nowych robótek na drutach (jedna nawet skończona), kompletowanie prezentów w toku, kolejna jazda samochodowa za mną... Żeby coś urozmaicić, jakby mi było mało wszystkiego, zaczęłam:
- piec własny chleb,
- zakładać biuro karier na wydziale,
- myśleć o wystąpieniu z referatem na konferencji studencko-doktoranckiej,
- koordynować akcję promocyjną samorządu studentów wśród... studentów,
- myśleć o formie łatwego i szybkiego zarabiania pieniędzy z mottem o treści "deko handlu jest lepsze niż kilo roboty".
Być może rozwinę wszystkie te punkty w następnych wpisach, ale żeby nie mnożyć niespełnionych obietnic, zaznaczam, że może, a teraz zacznę od pierwszej, pewnie najbardziej was interesującej.
Prawdopodobnie wiele z was próbowało już tego procederu. Ja nie, ale zamierzałam od kilku miesięcy. Zaczęłam od przeczytania kilku przepisów na zakwas. Następnie, a to była wiosna, kupiliśmy dwa kg żytniej mąki chlebowej. Trochę poleżakowała w szafce i wczoraj niniejszym, dojrzawszy ostatecznie, zabrałam się za zaczynanie zaczynu. Siedzi więc zaczyn w piekarniku, zaraz idę go dokarmiać i mieszać, a przepis (niejeden) i mnóstwo porad, jakbyście były ciekawe, znajdziecie o tu.
Ciabatta upieczona na zakwasie. Zdjęcie pochodzi z linkowanego wyżej bloga. |
Do zobaczenia kolejnym razem!
Dziewczęta drogie konkursowe, pewnie będzie więcej tur, pytań i okazji, tylko czy ich też nie przegapicie? ;> Póki co jednak brakuje mi nagród, więc muszę się powstrzymać.
Beato, przepraszam, że nadal nie odpisałam na Twojego maila, zabieg, zatrucht, zadych mnie zatłaczają i zaniezdążam ciągle. Ale odpowiedź będzie, prędzej czy później.
Agato, jakby nie były przewrotne, to by im brakowało połowy zabawności, nie sądzisz? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz