wtorek, 6 stycznia 2015

Znajda z Sienna, czyli jak przygarnęliśmy psa z drogi

Sporo czasu minęło od mojej ostatniej aktywności tutaj. I tak jak rok temu, również tym razem post będzie dotyczył psa. A właściwie suki - znajdy, którą 3 stycznia zgarnęliśmy z drogi, wracając wieczorem z poświątecznej wizyty u teściów.

Może to zabrzmi trochę wariacko, ale kiedy zobaczyłam psa dreptającego przy drodze, którą kierowcy (nierzadko pod wpływem) prują, ile fabryka dała, to mi po prostu ścisnęło żołądek, a może i serce. Krótka piłka - poprosiłam Kubę, żeby zatrzymał samochód w najbliższej zatoczce.
Wysiadłam, przykucnęłam, cmoknęłam i już miałam w ramionach nieco śmierdzącą (no dobrze, strasznie cuchnącą), ale bardzo przyjazną kluchę. Brak obroży i stan futra sugerowały, że pies raczej do nikogo nie należy. Wyprowadziliśmy z samochodu Szaszkę, która po obwąchaniu kluchy, stwierdziła, że dodatkowa pasażerka jest ok, więc podjęliśmy szybką decyzję i z dwoma psami ruszyliśmy w stronę Krakowa. Jeśli weźmiemy w nawias swojski smrodek owczarni, to podróż upłynęłam nam całkiem spokojnie. 

Naturalnie od razu pomyślałam o fundacji Skrzydlaty Pies, z której rok temu adoptowaliśmy Szarię, i natychmiast zadzwoniłam do Kaśki z fundacji. Niestety, okazało się, że nie mają funduszy na przyjęcie nowego psa, a o domy tymczasowe bardzo trudno, więc z przykrością musiała mi odmówić i odesłać nas do schroniska.* Jechaliśmy tak kolejne trzy godziny, z mocnym postanowieniem, że jeszcze tej nocy pies trafi na Rybną (krakowski azyl). Oboje mieliśmy jednak w pamięci warunki, w jakich przebywają tamtejsze psy. Wiemy też, że w schroniskach największe szanse na adopcje mają szczeniaki wyglądające jak słodkie kluchy, a dorosłe psy albo są piękne i faktycznie znajdują nowy dom albo nie mają szczęścia i siedzą w brudnych kojcach latami, czasami całe życie.

Jedziemy, twardzi, zamieniamy parę słów, jedziemy, nadal próbujemy być twardzi...
Przecież mamy małe mieszkanie. I dwa koty - nie wiadomo, jak pies zareaguje na koty. A husky są łowne i zabijają na miejscu. I w ogóle przygarnięcie drugiego psa nie wchodzi w grę. Dom tymczasowy też nie. Nie ma mowy.

Nie mniej, kiedy dotarliśmy do Krakowa i zbliżaliśmy się do Rybnej, poprosiłam Kubę, żebyśmy najpierw podjechali do domu - w końcu to niedaleko - dali psu dobrze zjeść i wzięli na krótki spacer z Szaszą; potem pojedzie do schroniska. Kuba się zgodził, a w domu okazało się, że znajda jest uległa również wobec kotów. Na dodatek - co nigdy nie zdarzyło się podczas wizyty nowego psa u nas! - Junona zeszła z szaf już po 15 minutach, a Hugomir właściwie w ogóle się nigdzie specjalnie nie chował. Ponieważ w drodze wykonałam jeszcze kilka telefonów, wkrótce przyszli do nas znajomi, którzy po bliższym poznaniu znajdy zdecydowali się wziąć ją do siebie na noc, a nawet myśleli o wzięciu jej na stałe. Tego wieczoru daliśmy jej tymczasowe imię Jaśmina.

Następnego dnia znajomi ledwo żywi po z trudem przespanej nocy doszli do wniosku, że ich własny haszczak Leon prędzej zamęczy znajdę na śmierć niż pozwoli się wszystkim wyspać. W ten sposób Jaśmina znowu trafiła do nas, a my zdecydowaliśmy się zostać domem tymczasowym pod opieką Skrzydlatego Psa.

Ciąg dalszy nastąpi :)

Po przeprowadzeniu małego researchu w Siennie (tu z pomocą przyszła nam mama Kuby), skąd wzięliśmy widoczną na zdjęciu kluchę, wiemy, że Znajda ma w biografii sznur i kobietę, która ją z niego wyplątała i dokarmiała przez trzy tygodnie. W tym czasie suczka błąkała się po ulicach Sienna, zaczepiając przechodniów.


* Funkcjonowanie fundacji pomagających zwierzętom jest uzależnione od dobrowolnych datków od ludzi, takich my i wy. Osoby, które pracują lub udzielają się w takich miejscach, często stają na rzęsach, żeby pomóc kolejnemu zwierzakowi i wyciągają w tym celu kasę z własnych portfeli. Czasami jednak stan budżetu jest po prostu taki, że fundacja musi odmówić przyjęcia nowego psa i nie można mieć o to do nich pretensji. Zwłaszcza, że większość takich organizacji cały czas ma pod opieką kilka-kilkanaście zwierząt i musi rozsądnie dysponować swoim budżetem.

2 komentarze:

Gosia pisze...

Piekny post.Śliczna psina i szczęśliwa,że ją wzięliście.Serce się kraje na widok takich psin.Mieszkam na wsi-osiedlu- gdzie ciągle ktoś wyrzuci pieseczka.Mają szczęście,gdyż dostają nowy dom i opiekunów.Pozdrawiam serdecznie.

Ludwika pisze...

Cieszę sie, że jesteś, mam nadzieję na dłużej. Wiele dobrego w 2015:)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...