Cóż, w przeciętnym polskim domu podobno na tym miejscu wisi co innego, ale u nas właśnie dzisiaj zawisły wizerunki włodarzy sypialni.
À propos do planów: od soboty zaczynam dietę kopenhaską - 13 dni prawdziwego odchudzania. Nie mam jakiegoś zadeklarowanego celu na ten konkretny okres czasu: każdy ubytek wagi będzie mile widziany (im większy tym milej). Dieta ma przede wszystkim pobudzić metabolizm, który u mnie spadł znacznie po licznych sesjach dietetycznych, więc efekty mają być bardziej długotrwałe. Liczę na to, że dwutygodniowa przejażdżka po Włoszech będzie odpowiednią kulinarno-dietetyczną kontynuacją procesu tracenia na wadze, a nie drogą do efektu jojo :)
Za to jutro szykuje się włosko-francuska uczta dla podniebienia. Mam nadzieję, że uda mi się zrobić kilka zdjęć i zamieszczę wtedy kilka ciekawych przepisów z wizerunkami ich realizacji. Oto jutrzejsze menu:
przystawka:
gruszki zapiekane z gorgonzolą i orzechami włoskimi
zupa:
cebulowa z grzankami
danie główne:
sakiewki francuskie z pieczarkami oraz sałata z klasycznym vinaigrettem
deser:
tarta z borówkami
Ponieważ kolejne dania robią różne osoby, może dojść do pewnych zmian, ale w każdym przypadku będzie pysznie.
Z innej beczki - jest lato i chciałoby się ubierać lekko i krótko, szczególnie w takie upały jak ostatnio. Ale jak tu ubrać szorty lub sukienkę, kiedy nogi błyskają złotymi włoskami? Kilka razy zabierałam się za nie bez większych osiągnięć, ale dzisiaj postanowiłam doprowadzić je do całkowitego porządku. Krok pierwszy - wzięłam w łapkę depilator, zacisnęłam zęby i jazda! Skutek: łydki jako tako przyzwyczajone do zabiegu zniosły go dzielnie, uda z wielkim cierpieniem, ale jedne i drugie nadal skrzyły się w słońcu. No, dobra - pomyślałam - krok drugi: pasta cukrowa. Mam taką kupną, wyciągnęłam ją więc z lodówki i wzięłam się do roboty. Skutek: włoski pozostały, dodatkowo pojawiły się sińce. I zupełnie nie rozumiem, dlaczego. W końcu nie po raz pierwszy użyłam tej pasty i do tej pory było ok, a dzisiaj zachowywała się jakbym sama sobie przyrządziła zupełnie nieudaną miksturę - kleiła się do wszystkiego, nie chciała chwytać włosków, natomiast świetnie i boleśnie przyczepiała się do skóry. Rozirytowana zamknęłam się w łazience, wyszperałam jakąś jednorazówkę i machnęłam nogi, korzystając z Kubowego żelu do golenia...
Masakra! To znaczy, efekt jest ok - jak to po goleniu (dzięki bogom, nie zacięłam się). Ale ja nienawidzę golenia! Z dwóch powodów - uno: ryzyko bolesnych nacięć jest zanadto duże, due: proceder trzeba powtarzać co najmniej co dwa dni, a najlepiej codziennie, a kto ma na to czas?! Myślałam o trwałej depilacji - raz a dobrze. Problem - naturalnie, musi jakiś być - leży głównie w kosztach, myślę jednak, że zdecyduję się na taki zabieg pod pachami, bo absolutnie nie wyobrażam sobie codziennego ich golenia (to znaczy, wyobrażam sobie, bo zanim dostałam depilator, to był chleb powszedni), a depilator to jednak katorga. Pozostałe wyjścia też odpadają - krem do epilacji = duże koszty + wysoka częstotliwość zabiegu lub wosk - podobno cholernie boli, do tej pory nie próbowałam. No i co tu zrobić?...
1 komentarz:
Przy depilatorach trzeba uważać na naczynka krwionośne, poza tym włoski lubią wrastać powodując miejscowe zakażenia co brzydko wygląda,
wosk ten sam balet z naczynkami, ból a już robienie bikini to katorga, najszybsza zwykła maszynka a marzenie i bezwzględnie najlepsze efekty laserowa depilacja, zbieram pomału od roku bo przeboje mamy wszystkie takie same. Dziewczyno jak ty sobie depilujesz pachy depilatorem -dla mnie horror.
Prześlij komentarz