Robótki posunęły się naprzód, jedna została nawet na miejscu ukończona. Wymieniłyśmy opinie na temat różnych form zapisywania wzorów i technik robienia na drutach - dowiedziałam się, że wcześniej dziergałam po heretycku :). Nauczyłam się nowego sposobu elastycznego zakańczania robótki i miałam sposobność pomacać Kauni (nawiasem mówiąc, to była Kauni przeobrażona w Revontuli, czyli dokładnie to, co sama zamierzałam zrobić rok wcześniej, lecz wtedy jeszcze wydanie kilkudziesięciu złotych na motek włóczki wydawało mi się zdumiewającą fanaberią i skończyło się oszczędnościowo na Revontuli z Alize, która jako totem wydarzenia również była obecna na spotkaniu ;). Nadarzyła się też okazja zobaczenia podwójnego magic loop w akcji i rozpoznania w Klikaf z >Drutów i motków< moją nauczycielkę chemii z liceum.
Trzeba przyznać, że pogoda nam dopisała, i choć frekwencja nie była oszałamiająca, byłyśmy w Krakowie bardzo publiczne, zajmując miejsce na jednym z placów w ścisłym starym centrum miasta - na placu Marii Magdaleny. Było nas pięć (w tym jedna Warszawianka, o!) i wzbudzałyśmy powszechne zainteresowanie, zwłaszcza grup turystów, którzy okrążali nas i fotografowali jak wyjątkową osobliwość. Reakcje krajanów były różne, ale jedno łączyło wszystkich przechodniów: totalne zdumienie.
Po spotkaniu kontynuowałam publiczne dzierganie na imprezie w klubie, gdzie co rusz ktoś podchodził na tyle blisko, żeby móc zobaczyć, co to ja tam mam na tej kartce - widząc angielskie abrewiacje, obserwatorzy byli co nieco skonsternowani i wypytywali, co ja z tego wiem i co oznaczają te literki ;)
Przy okazji, dziękuję za wszystkie wczorajsze pozdrowienia :)
PS. Ciekawe, czy zdjęcia z naszego dziergania pojawią się teraz na blogach tych turystów, którzy nas tak namiętnie fotografowali ;)
9 komentarzy:
Wydarzenie Roku :)
fajna relacja, pozdrawiam
O prosze :) i ja sie na czyimś blogu znalazlam :) Musze przyznać, że Semele mnie zainspirowało i jak tylko skończe moja magisterkę to biorę się do roboty... a tak się zarzekałam
He he na 100%!!!!Super!!!
Fajnie było :) Jesli pozwolisz odeśle maranciary do twojego postu.
O Kalina też się na fotkę załapała! Brakowało nam jej tutaj, a my dzisiaj we dwie pod Kolumną Zygmunta dziergałyśmy i zbytniej sensacji nie wzbudzałyśmy, widać warszawiaków (i licznych turystów)nic już nie dziwi!
Hm... Zastanawiam się kiedy będę miała odwagę dołączyć do dziergających Krakusek. Takam nieśmiała ;P
Tymczasem się wproszę tu, wirtualnie.
Piękne dziergane prace.
I Klub Jeździecki też znajomy :) Wspomnienia z wczesnych lat młodości powróciły przed moje oczy. Dziękuję i pozdrawiam.
Dzięki za obszerną relację. Z chęcią pognałabym do Was te 240 km, gdyby nie inne obowiązki. Jednak wspierałam Was duchowo i niemal czułam się jakbym była z Wami, bo przecież w Krakowie spędziłam kawał życia.
Klikaf rozpoznałam i serdecznie pozdrawiam, całą resztę też!
A Orange vel Inka była?
Witam serdecznie . Natknełam sie na bloga i dołaczam do ulubionych :). Żałuje ze przegapiłam zaproszenie do wspólnego dziergania , bardzo załuje ... moze za rok. Pozdrawiam Sabina
Prześlij komentarz