Wiem, że miałam nie pisać o rzeczach, które nie są gotowe, ale tak długo mi się robi tę Śliwkę, że choćby dla własnej motywacji coś sobie tu wrzucę, tym bardziej, że jakoś tak cicho się zrobiło. Dzierga się długo, bo sporo jest prucia - raz: przekombinowałam i poszerzyłam sweter o dwa zupełnie zbędne oczka, które zamotały mi wszystkie obliczenia (czy wiecie, że żeby dobrze wymierzyć raglan robiony od góry, trzeba rozwiązać równanie z dwiema niewiadomymi? a nawet kilka równań... w sumie to całkiem miły powrót do Królowej Nauk był, chociaż to tylko rachunki), próbowanie, prucie, liczenie, próbowane, prucie itd. zajęło mi półtora dnia; dwa: wreszcie doszłam do tego, że to te dwa cholerne oczka są wszystkiemu winne i trzeba było zacząć liczenie i mierzenie od nowa; trzy: wysokość raglana była o jakieś 5cm za duża - rozpędziłam się... cztery: na tych skośnych liniach raglana wychodziły mi straszne dziury, pomimo tego, że narzuty przerabiałam jak oczka przekręcone, chciałam więc coś z tym zrobić i sprułam jeden ze skosów, żeby pokombinować - kombinowałam tak, dopóki nie dotarło do mnie, że nie wystarczy pozmieniać dwóch oczek tych "szwów", lecz że powinnam spruć wszystkie rzędy wszystkich oczek, które powstawały z narzutów... Przywróciłam skos do wersji pierwotnej. Na szczęście, kiedy przyszło do mierzenia przed lustrem, okazało się, że tych dziur właściwie nie widać... Nie liczę prucia z powodu błędów takich jak zapomniany narzut, za wcześnie zrobiona dziurka na guzik (potem okazało się, że była dobrze zrobiona, więc prucie trzeba było powtórzyć) i tym podobne...
Dzięki bogom, teraz robota idzie już gładko - dosłownie, bo i ścieg gładki. Postanowiłam sobie nawet dokładnie dopasować moją Śliwkę do tej mojej kobiecej figury - każda kobieta, która niezależnie od reszty obwodów ma biust w rozmiarze od D w górę wie, jakim problemem jest zakupienie dopasowanej, zapinanej z przodu bluzki/koszuli/swetra/żakietu, która jednocześnie ani nie rozłazi się na biuście, ani nie jest za szeroka w ramionach i w talii. Otóż każda taka kobieta wie, że taki zakup graniczy z cudem. Właśnie dlatego postanowiłam dopasować moją Śliwkę tak, żeby ten problem w niej nie występował i w miejscach piersi utworzyłam coś na kształt miseczek. Nie znam jeszcze metody Magic Loop i innych cudownych sposobów na wyrabianie pięty w skarpetkach, jakoś tak odeszła mi ochota na naukę zbyt wielu nowych rzeczy, więc moje pięty-miseczki zrobiłam tak: w połowie szerokości każdego z dwóch przodów (nie licząc plisy) dodałam pięć oczek w co drugim rzędzie, cały czas przymierzając, czy już doszłam do szczytu piersi. Jak już doszłam, zaczęłam odejmować oczka: w pierwszym rzędzie jedno i potem w co drugim po dwa. Miseczki układają się idealnie :) Teraz jedynym problemem może być to, że sweterek jest w ogóle bardzo dopasowany, ale w końcu mam zamiar schudnąć, więc i ten kłopot powinien rozwiązać się sam.
Przy okazji biustu - poszerzyłam tego bloga o wpisy z poprzedniego, bo zbliża się kolejny zabieg, a nie widzę sensu w prowadzeniu dwóch osobnych blogów o tym samym (tj. o byciu kobietą w moim wykonaniu). Wkrótce mam nadzieję wprowadzić nowe (i stare) elementy do pasków bocznych, ale na razie mam dość grzebania w ustawieniach bloga i wracam do mojej śliwki, a potem do... Czarodziejskiej góry. Tak, tak, powoli zaczęłam przygotowania na wrzesień (nadal bleh...).
Zdjęcia nie mają nic ani do Śliwki ani do biustu, wstawiłam je jako zapowiedź treści kolejnego wpisu, żeby i w tym było coś miłego dla oka :)
A jednak pokażę dzisiaj coś jeszcze - wyszperane na fb:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz