piątek, 27 sierpnia 2010

Akcent konny, czyli Już za rok wakacje, część III

Nie mogło się bez niego obejść. To jasne. Nawet jeśli we Włoszech o jeździe konnej nie było mowy, sporo było różnych takich... no, akcentów właśnie :)

Te kolorowe zdjęcia przedstawiają fresk - było ich znacznie więcej, do tego stopnia, że mam zdecydowany przesyt fresków na kilka najbliższych wakacji. O tym konkretnym pamiętam tylko tyle, że jest gdzieś w Volterze... Na szczęście są w niej też inne ciekawe rzeczy, szczególnie w Muzeum Etrusków. To niezwykle ciekawe miejsce, ponieważ Volterra była początkowo miastem etruskim (pod nazwą Velathri, VII-IV wiek p.n.e.) i to jednym z najważniejszych - należała do tak zwanej Ligi Dwunastu Miast. Położona na wzniesieniu i otoczona murami o długości 7,3 kilometrów, wewnątrz których schronienie znajdowało 25 000 mieszkańców (dzisiaj jest ich niemal dwa razy mniej) stanowiła potężną twierdzę, z której kontrolowano ogrom terytorium dookoła. Pozostałości po tych murach są liczne i bardzo okazałe, tak jak pozostałości po samych Etruskach. Na poniższym zdjęciu przedstawiona jest etruska urna na prochy zmarłych (bogata w ponad 600 egzemplarzy kolekcja tego muzeum jest znana na całym świecie).


 
Zazwyczaj kamienne zdobienia takich urn przedstawiały sceny z mitologii greckiej lub lokalnej, były typowe i wielokrotnie się powtarzały. Lecz na pierwszej z dwóch pokazanych tutaj wyryta jest scena, która nie powtórzyła się na żadnej z pozostałych (przejrzałam wszystkie wystawione, żeby to sprawdzić!). Nie nasuwa ona skojarzeń z żadnym mitem, więc razem z Kubą stworzyliśmy dla niej osobny opis:
Przedstawienie podzielone jest na dwie części pionową linią, którą stanowi ściana domostwa. Jego wnętrze znajduje się po prawej stronie: widzimy w nim dwoje ludzie - kobieta stojąca przy ścianie oraz leżący na łożu mężczyzna. Po lewej stronie, czy na zewnątrz domu widzimy dwóch mężczyzn, z których jeden prowadzi konia, a drugi gra fujarce. To korowód pożegnalny. Kobieta nasłuchuje przez drzwi ich przyjścia, które oznacza śmierć jej męża - mężczyźni wezmą go na konia i przy dźwiękach muzyki przeprowadzą przez granicę życia.
Scena w takim ujęciu jest bardzo wzruszająca i pewnie dlatego najmocniej wryła mi się w pamięć. Co ciekawe, znacząca większość urn była zdobiona scenami zawierającymi konie, czasem w dużych ilościach. Szczególnie popularne było porwanie Prozerpiny (zazwyczaj cztery konie).
Kolejnym konnym gadgetem było etruskie wędzidło - jak na mój gust bardzo ozdobne :)




Na co dzień jednak, moją uwagę zwracały takie detale jak te dwa poniżej - początkowo myślałam, że służyły gościom do przywiązania wierzchowców u drzwi gospodarza kamienicy, ale pojawiały się tak licznie i na tak niespodziewanych wysokościach, że moje domysły chyba mijają się z prawdą:




Jeśli ktoś wie, jakie było zastosowanie tych gadgetów, będę bardzo wdzięczna za informację. Nazywały się chyba bracciali, ale nie jestem zupełnie pewna.
No i kilka rzeczy zupełnie od czapy: wystawa sieneńskiego sklepu z galanterią skórzaną, w której skład wchodziły także siodła i ogłowia oraz parking dla koni pod murami miasteczka (hm, jak tylko przypomnę sobie nazwę tego miasteczka, zaraz ją tu wstawię).




Jeśli o koniach we Włoszech mowa, nie może oczywiście zabraknąć wzmianki o Palio, zwłaszcza skoro byłam w Sienie. Jest swego rodzaju wyścig odbywający się dwa razy do roku na głównym placu miejskim, Piazza del Campo, który stanowi kulminację obchodów święta Wniebowzięcia Matki Boskiej. Przed wyścigiem odbywa prezentacja koni i jeźdźców, którym towarzyszą bardzo kolorowe i muzyczne atrakcje. Trafiliśmy akurat na intensywne przygotowania do tej imprezy, której tradycja sięga średniowiecza. Rzecz polega na tym, że Siena jak wiek wieków podzielona była na contrady (powiedzmy: dzielnice), z których każda ma swojego zwierzaka jako taki "totem", jest np. contrada żółwia, jeżozwierza, ślimaka itp. Kiedyś contrady prowadziły ze sobą intensywne i krwawe spory - pozostały po nich monumentalne bramy oddzielające poszczególne dzielnice, zwierzęce herby na niemal wszystkich kamienicach, wieże mieszkalne  oraz Palio właśnie. Każda contrada co roku wystawia swojego konia - dla jeźdźców jest to niezwykła gratka, bowiem zwycięzca otrzymuje nie tylko masę pieniędzy, ale przede wszystkim staje się lokalnym (i ogólnowłoskim) bohaterem. Niestety, prestiż tej imprezy na tym się kończy - podczas wyścigu prawie co roku konie giną lub doznają bardzo poważnych kontuzji. Co prawda pas wyścigowy wysypany jest ubitym piachem, ale nie jest to wcale odpowiednie podłoże. Ponadto plac jest bardzo mocno pochylony, a zakręty są zbyt ostre (nawet 90*) - przylgnęły do nich nawet krwawe nazwy.
Z ciekawostek: zwycięzcą wyścigu nie jest jeździec, lecz koń reprezentujący swoją kontradę, nawet jeśli ukończy wyścig bez dżokeja na grzbiecie, zaś przegranym nie jest wcale koń ostatni, lecz drugi!
Jedną z atrakcji związanych z Palio i wywierających największe wrażenie jest żonglowanie dużymi jedwabnymi chorągwiami  przez reprezentantów każdej kontrady - przygotowanie jednej z nich nagrałam, żeby Wam pokazać:


uff, udało mi się załadować ten filmik - no to zapraszam, do oglądania przy włączonym dźwięku :).



No i to na tyle konnych atrakcji we Włoszech. Co prawda w Monteriggioni trafiliśmy akurat na pokazy konne, ale nikt oprócz mnie nie miał ochoty ich oglądać, więc przeszły koło nosa.


Porwanie Prozerpiny, urna etruska - zdjęcie kiepskie, ale bardzo mi się podoba, jak ten mężczyzna gładzi konia po chrapach :)

I tu oto znajdujecie pytanie drugiej tury konkursu :). W Volterze, oprócz pozostałości etruskich murów, cmentarza i budynków znajdują się przede wszystkim włoskie budowle z ostatnich kilkuset lat.  Każda kamienica ewoluowała wraz ze zmianami obowiązującej estetyki w związku z czym na każdej fasadzie widoczne są ślady po rozlicznych oknach, wejściach czy bramach, które w miarę postępujących gustów i smaków ustępowały nowocześniejszym modom.


Jest tam również kościół, niespodziewanie duży jak na tak niewielką w gruncie rzeczy mieścinę. Jest to kościół z recyklingu :)

 

Jak widać na drugim zdjęciu kościół stoi w bardzo malowniczym miejscu. A jak widać na pierwszym - jest niewykończony. Te dwa fakty łączą się ściśle ze sobą. Otóż tam, gdzie teraz widzicie pionową skalną ścianę, stała pierwotna romańska świątynia pod wezwaniem świętego Justyna. Pewnego dnia skała razem z budowlą runęła w przepaść - okazało się, że całe połacie tego terenu stanowią osuwiska. Z ruin  wydobyto wszystko, co można było wykorzystać do budowy nowego kościoła, między innymi widoczne przed kościołem cztery kolumny z figurami ewangelistów, cegły, fragmenty ornamentacyjne i dzwon, który nie mógł już dzwonić, ale na pamiątkę zawieszono go pod jednym z ołtarzy bocznych.


A pytanie konkursowe brzmi tak:
Na czym jest zawieszony ten dzwon?

No, to powodzenia :)



Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...