Wydawałoby się, że skoro już zdałam wszystkie egzaminy, które zamierzałam zdać (bo do jednego nawet nie podeszłam... Kuba mówi: strachajło) i uzyskałam prawie wszystkie możliwe wpisy i zaliczenia, to mam już prawie święty spokój i nic tylko myśleć o Anglii... Niestety, rzeczywistość studencka nie jest taka słodka. Dzisiaj właśnie okazało się, że nie wystarczy, żeby mój opiekun naukowy zaakceptował zmiany (i to naprawdę drobne) w moim indywidualnym programie studiów - o nie! musiałam złożyć drugie identyczne podanie do dziekana. Zaczynam się zastanawiać, czy w sekretariacie przepiszą mi przedmioty, które zaliczałam nadwyżkowo rok wcześniej. Do tego będą komplikacje z przepisaniem oceny z certyfikatu znajomości języka, bo wszędzie rządzi biurokracja, a jedyna osoba, która ma do tego uprawnienia ma dyżur wtedy, kiedy ja już będę w samolocie do Manchesteru...
No, właśnie - na całe szczęście już we czwartek, już za 40 godzin! znów odetchnę deszczową bryzą :) Teraz to dopiero będą wakacje: nie jakieś tam upalne Włochy, freski i Michał Anioł. Będzie prawdziwa biblioteka, wielka że ho ho! I galerie z obrazami, przed którymi można siedzieć godzinami i ciągle do nich wracać. No i cydr jabłkowy. I burger wołowy z frytkami. I rozległy park angielski, taki naprawdę prawdziwy. I szalone wyprzedaże. I ludzie będą mówić w tysiącu odmianach angielskiego. Będzie świetnie. Dwa urodzinowe tygodnie w Anglii :)
Jeszcze tylko muszę przetrwać ostatni dzień w Krakowie, rozwiązać ostatnie węzły administracyjne.
4 komentarze:
Fajnie ci, kupisz sobie jakas fajna wlóczkę:) jak ja bym chciała znowu byc studentem.....pozdro
Leć kwiatuszku po wypoczynek, po uciechy, po inne niz u nas nie wiadomo co! I raduj sie tym wszystkim.I szczęśliwa wracaj do nas! Buziolki!:)))
Anust, ostatnio nie znalazłam tam żadnej pasmanterii... Ale na pewno będę miała oczy szeroko otwarte :) Przede wszystkim, najpierw będę musiała uprosić władze biblioteki uniwersyteckiej, żeby nie kazali mi płacić 30 funtów za wstęp do niej, żebym je mogła wydać na tę włóczkę :D No i tak, życie studenta fajne jest... (dopóki nie trzeba zbyt często odwiedzać wydziałowego sekretariatu...).
Elu, będę tam szaleć :). Ale też coś stamtąd napiszę, jak sądzę, także będziecie na bieżąco :). A teraz lecę, lecę szybciutko załatwiać ostatnie sprawy (najpierw sprać farbę z głowy... ;)
Wiem cos o wydziałowych sekretariatach:) tez miałam IOS (?czyli indywidualna organizacja studiow), bo studiowałam na 2 kierunkach jednoczesnie trzeba to było jakos pogodzić ale nikt nie ułatwiał:)))
Jestem po pedagogice specjalnej i edukacji elementarnej, podobno mam specjalne podejście do ludzi, także tych specjalnych:)
Prześlij komentarz